Piąteczek. Wychodzę z pracy. Plany? Spędzić ten deszczowy weekend przed TV i PlayStation. Tylko w takie dni mogę grać ze spokojną głową, bo pogoda za oknem sprawia, że nie czuję się winny spędzając cały dzień w domu. Piękny plan… taki kompletny. W zasadzie był już gotowy do zrealizowania, gdyby nie pewna wiadomość od kolegi.
Mało który komunikat przewraca mi świat do góry nogami. W tym wypadku wystarczyło „Siema! Patrz co mam w garażu :)” gdzie pod tekstem pojawiło się zdjęcie włączonego trybu Corsa. O rany! Huracan Performante!
„A może wschód słońca?” stwierdziłem po tym, gdy okazało się, że ciężko będzie z czasem w najbliższy weekend. W odpowiedzi dostałem „Okej, w zasadzie to i tak chciałem przestawić się na wstawanie skoro świt – możemy więc”. Umówione! Po kilku godzinach snu wstaję w okolicach czwartej nad ranem i ruszam z Piaseczna w stronę stolicy. Oczywiście pada. Nie jest to wielka ulewa ale jednak… nawet niewielki deszcz potrafi popsuć zdjęcia. W międzyczasie przychodzi wiadomość z pytaniem czy odwołujemy, ale postanawiam iść w zaparte. Ten samochód jest wart tego, aby obfotografować go nawet w największą porę deszczową. I tak się stało.
Kto rano wstaje ten puste ulice dostaje. Warszawa o piątej nad ranem to istny plac zabaw. Ulice są kompletnie puste. Można szaleć z doborem miejsc, na które zwyczajnie nigdy bym sobie nie mógł pozwolić – nawet w zagłębiu Mordoru. Deszcz na szczęście się nie rozwijał, a momentami nawet całkowicie odpuszczał. Ale na dobrą sprawę tej konfiguracji Huracana był on nawet „do twarzy”. To dziwne, bo do tej pory nie sądziłem, że istnieją aż tak fotogeniczne auta. Szary batmobil obłędnie prezentował się z kropelkami deszczu na jego matowym lakierze.
Wspaniały moment dnia i wspaniały samochód. Po zajęciu miejsca w Performante rozbudziłem się momentalnie – działa lepiej niż kofeina. Pozostało tylko cieszyć się chwilą i pstrykać praktycznie bez końca. Ten samochód wygląda dobrze praktycznie na każdym tle.
Jeszcze lepiej brzmi. To, co wydobywa się z jego wydechu to istna poezja. W końcu to jedno z ostatnich prawdziwych wolnossących V10. A jazda? Szok! Czuć przepaść pomiędzy zwyczajnym Huracanem – szczególnie jeżeli chodzi o trakcję.
Dawno nie byłem tak nakręcony na szukanie wyjątkowych kadrów. Odpowiedni samochód o wiele bardziej otwiera głowę na szukanie wyjątkowych miejsc do robienia zdjęć – a tych w Warszawie niestety coraz mniej.
Zgłupiałem – non stop robiłem zdjęcia tych samych elementów karoserii. Ale one tak dobrze komponują się z każdym tłem. Nawet pomysł na kompletną zmianę otoczenia nic pod tym względem nie zmienił.
Okolice 7 nad ranem. Pora kończyć i jechać spać obrabiać to, co właście napstrykałem. I w tej sekundzie otworzyły się nieba. Z nich nie zstąpiły żadne anioły. Za to (JUST. IN. TIME.) spadł deszcz… tak solidny, że praktycznie nie było nic widać. Ale teraz już mógł. Bo fotograficznie byłem spełniony.
Ten model to istny gamechanger. Propozycja, która jest w stanie przeciągnąć na swoją stronę niejednego fana Ferrari. A to dużo. Bardzo dużo. Bo gra toczy się o bardzo wysokie stawki. Z przyjemnością będę wracać za jego kierownicę.